niedziela, 23 czerwca 2013

Moje spotkanie z Jezusem

Nie widziałem sensu życia. Wszystko było dla mnie ulotne i marne.
Rodzę się i umieram. I po co to wszystko? Po co się starać, pracować, dążyć do jakichś celów? Umieram i koniec. Nie ma mnie.
„Boga nie ma” - powiedziałem księdzu na kolędzie, a on wtedy coś tam sobie zanotował. Wszyscy umierają i nie ma ich. Wszystko jest chwilowe. Nie znajdowałem motywacji do życia. Myślałem o popełnieniu samobójstwa. Przykładałem żyletkę do żył. Bałem się. Bałem się nieznanego.
I co teraz? Nie potrafię umrzeć. Nie potrafię żyć.
Może jest jakiś sens?
Wszystko istnieje tysiące lat. Nie widać początku, nie widać końca. Jakże precyzyjnie to wszystko działa. No nie wszystko. Rzeczy zrobione przez człowieka są krótkotrwałe. A na dodatek, człowiek zadaje tyle cierpienia. Ja też jestem człowiekiem. Przyroda, ziemia, niebo, kosmos nie są dziełem człowieka. Tak idealnie działają. W tym musi być jakiś sens. Chciałbym poznać ten sens. Sens, który nie będzie ludzką interpretacją, bo ona będzie tylko interpretacją. Sens, który nie będzie moją interpretacją, ale będzie prawdą o tym - „Po co to wszystko istnieje?”.
I tak odizolowałem się od swojego towarzystwa w którym nie czułem się rozumiany, z którym spędzałem czas na imprezowaniu, upijaniu się alkoholem itp. Zamknąłem się w swoim pokoju i rozmyślałem. Zastanawiałem się. Szukałem sensu. Szukałem prawdy. W swoich rozmyślaniach doszedłem do wniosku, że musi być jakiś sens istnienia tego wszystkiego. Cały naturalny świat jest precyzyjnie skonstruowany i przez tyle tysięcy lat uzupełniają się pory roku, ruchy planet, przyroda. To tylko człowiek funkcjonuje tak jakby dążył do samozagłady.
Uwierzyłem, że to wszystko ma jakiś sens. Jest mi on nie znany, ale jest.
Jeśli wszystko ma jakiś sens to życie materialne musi mieć jakiś wymiar duchowy. Materia nie może się tylko pojawiać i znikać lub zmieniać stan skupienia. Całe stworzenie jest zbyt naładowane głębią i sensem by mogło być tylko bezdusznie skonstruowaną masą.
Uwierzyłem że mam nieśmiertelną duszę, która się rozwija i trwa wiecznie. To miało sens. Warto żyć gdy można poświęcać się rozwojowi duchowemu.
Zacząłem interesować się różnymi religiami. Taoizmem, buddyzmem, hinduizmem, chrześcijaństwem. Brałem z różnych religii te rzeczy, które mi się podobały. Medytowałem, ćwiczyłem jogę, odmawiałem mantry, wróżyłem itp.
Uwierzyłem w Boga. Nie był on jasno sprecyzowany. Nie był związany z jakąś religią. Przełomem tej wiary była myśl: „JA NIE MOGĘ DECYDOWAĆ O TYM CZY BÓG JEST”.
I tak sobie żyłem i rozwijałem się duchowo, dążąc do bliżej nie określonego Boga, który był najwyższą istotą duchową.
Zauważałem w sobie jednak wiele ułomności i niemocy, które były przeszkodą w moim rozwoju. Doszedłem do wniosku, że to nieuczciwe brać z różnych religii rzeczy, które mi się podobają i decydować o tym co jest prawdą, a co nią nie jest. Ja nie mogę decydować o tym co jest prawdą. Szukałem więc dalej prawdy, która nie będzie pochodziła od ułomnej istoty jaką jest człowiek. Trafiłem na spotkanie z guru buddyjskim Ole Nydahl. Tam zadałem mu pytanie czy Budda miał duchowego ojca, tak jak Jezus. Otrzymałem odpowiedź, że miał tylko cielesnego ojca. Wtedy w moich oczach Budda stracił autorytet. Pomyślałem, że wielu jest takich ludzi, którzy coś doświadczyli, opisali i powstała wokół tego jakaś religia. Jezus jednak powoływał się na kogoś wyższego od siebie w imieniu, którego przyszedł i działa. Na Boga swojego Ojca.
Na spotkaniu pojawił się również człowiek, który zaintrygował mnie swoją osobą i swoim pytaniem do guru Ole. Zagadnąłem go po spotkaniu. To był Andrzej z Bydgoszczy. Dobrze mi się z nim rozmawiało. Spędziliśmy później ze sobą jeszcze kilka dni. Zacząłem wtedy doświadczać głębokiego duchowego uczucia sensu i prawdy. Zacząłem doświadczać miłości i akceptacji jakiej nigdy w życiu nie doświadczyłem. Spytałem Andrzeja czym jest to czego doświadczam? Powiedział, że zanurzeniem w Bogu. Spytałem jaką drogą mam iść do Boga. Wtedy Andrzej zacytował mi słowa Jezusa zapisane w ewangelii św. Jana w rozdziale 14 werset 6 „Ja jestem droga i prawda, i życie, i nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze mnie”. Zrozumiałem i uwierzyłem, że to jest odpowiedź na to czego szukałem. Prawda, która nie pochodziła od człowieka. Słowa, które wypowiedział Syn Boga, Jezus. W połączeniu z głębokim i nadzwyczajnym duchowym poczuciem miłości, pokoju i prawdy otrzymałem pewność, którą mam do dziś, że Jezus jest prawdą. Jezus jest jedyną drogą do Boga.

Sadzewicz Piotr

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz