Nie widziałem sensu
życia. Wszystko było dla mnie ulotne i marne.
Rodzę się i umieram. I
po co to wszystko? Po co się starać, pracować, dążyć do jakichś
celów? Umieram i koniec. Nie ma mnie.
„Boga nie ma” -
powiedziałem księdzu na kolędzie, a on wtedy coś tam sobie
zanotował. Wszyscy umierają i nie ma ich. Wszystko jest chwilowe.
Nie znajdowałem motywacji do życia. Myślałem o popełnieniu
samobójstwa. Przykładałem żyletkę do żył. Bałem się. Bałem
się nieznanego.
I co teraz? Nie potrafię
umrzeć. Nie potrafię żyć.
Może jest jakiś sens?
Wszystko istnieje
tysiące lat. Nie widać początku, nie widać końca. Jakże
precyzyjnie to wszystko działa. No nie wszystko. Rzeczy zrobione
przez człowieka są krótkotrwałe. A na dodatek, człowiek zadaje
tyle cierpienia. Ja też jestem człowiekiem. Przyroda, ziemia,
niebo, kosmos nie są dziełem człowieka. Tak idealnie działają. W
tym musi być jakiś sens. Chciałbym poznać ten sens. Sens, który
nie będzie ludzką interpretacją, bo ona będzie tylko
interpretacją. Sens, który nie będzie moją interpretacją, ale
będzie prawdą o tym - „Po co to wszystko istnieje?”.
I tak odizolowałem się
od swojego towarzystwa w którym nie czułem się rozumiany, z którym
spędzałem czas na imprezowaniu, upijaniu się alkoholem itp.
Zamknąłem się w swoim pokoju i rozmyślałem. Zastanawiałem się.
Szukałem sensu. Szukałem prawdy. W swoich rozmyślaniach doszedłem
do wniosku, że musi być jakiś sens istnienia tego wszystkiego.
Cały naturalny świat jest precyzyjnie skonstruowany i przez tyle
tysięcy lat uzupełniają się pory roku, ruchy planet, przyroda. To
tylko człowiek funkcjonuje tak jakby dążył do samozagłady.
Uwierzyłem, że to
wszystko ma jakiś sens. Jest mi on nie znany, ale jest.
Jeśli wszystko ma jakiś
sens to życie materialne musi mieć jakiś wymiar duchowy. Materia
nie może się tylko pojawiać i znikać lub zmieniać stan
skupienia. Całe stworzenie jest zbyt naładowane głębią i sensem
by mogło być tylko bezdusznie skonstruowaną masą.
Uwierzyłem że mam
nieśmiertelną duszę, która się rozwija i trwa wiecznie. To miało
sens. Warto żyć gdy można poświęcać się rozwojowi duchowemu.
Zacząłem interesować
się różnymi religiami. Taoizmem, buddyzmem, hinduizmem,
chrześcijaństwem. Brałem z różnych religii te rzeczy, które mi
się podobały. Medytowałem, ćwiczyłem jogę, odmawiałem mantry,
wróżyłem itp.
Uwierzyłem w Boga. Nie
był on jasno sprecyzowany. Nie był związany z jakąś religią.
Przełomem tej wiary była myśl: „JA NIE MOGĘ DECYDOWAĆ O TYM
CZY BÓG JEST”.
I tak sobie żyłem i
rozwijałem się duchowo, dążąc do bliżej nie określonego Boga,
który był najwyższą istotą duchową.
Zauważałem w sobie
jednak wiele ułomności i niemocy, które były przeszkodą w moim
rozwoju. Doszedłem do wniosku, że to nieuczciwe brać z różnych
religii rzeczy, które mi się podobają i decydować o tym co jest
prawdą, a co nią nie jest. Ja nie mogę decydować o tym co jest
prawdą. Szukałem więc dalej prawdy, która nie będzie pochodziła
od ułomnej istoty jaką jest człowiek. Trafiłem na spotkanie z
guru buddyjskim Ole Nydahl. Tam zadałem mu pytanie czy Budda miał
duchowego ojca, tak jak Jezus. Otrzymałem odpowiedź, że miał
tylko cielesnego ojca. Wtedy w moich oczach Budda stracił autorytet.
Pomyślałem, że wielu jest takich ludzi, którzy coś doświadczyli,
opisali i powstała wokół tego jakaś religia. Jezus jednak
powoływał się na kogoś wyższego od siebie w imieniu, którego
przyszedł i działa. Na Boga swojego Ojca.
Na spotkaniu pojawił
się również człowiek, który zaintrygował mnie swoją osobą i
swoim pytaniem do guru Ole. Zagadnąłem go po spotkaniu. To był
Andrzej z Bydgoszczy. Dobrze mi się z nim rozmawiało. Spędziliśmy
później ze sobą jeszcze kilka dni. Zacząłem wtedy doświadczać
głębokiego duchowego uczucia sensu i prawdy. Zacząłem doświadczać
miłości i akceptacji jakiej nigdy w życiu nie doświadczyłem.
Spytałem Andrzeja czym jest to czego doświadczam? Powiedział, że
zanurzeniem w Bogu. Spytałem jaką drogą mam iść do Boga. Wtedy
Andrzej zacytował mi słowa Jezusa zapisane w ewangelii św. Jana w
rozdziale 14 werset 6 „Ja jestem droga i prawda, i życie, i nikt
nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze mnie”. Zrozumiałem
i uwierzyłem, że to jest odpowiedź na to czego szukałem. Prawda,
która nie pochodziła od człowieka. Słowa, które wypowiedział
Syn Boga, Jezus. W połączeniu z głębokim i nadzwyczajnym duchowym
poczuciem miłości, pokoju i prawdy otrzymałem pewność, którą
mam do dziś, że Jezus jest prawdą. Jezus jest jedyną drogą do
Boga.
Sadzewicz Piotr
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz